Gdy dotarli na miejsce słońce wisiało już wysoko na niebie.
Okropny żar lał się z nieba powodując, że każde żywe stworzenie poszukiwało
choćby najmniejszego cienia. Wioska nie różniła się niczym od innych. Małe,
drewniane domki porozstawiane były w rzędach w niedużych odległościach. Wioska
nie była otoczona żadnym murem. Jedynie niedaleko rozciągał się pas zielonej
ściany lasu.
- Witajcie magowie Fairy Tail. – Odezwał się niski starzec z brodą sięgającą aż do ziemi. Jego wyblakłe, szare oczy przedstawiały radość, jak i zarazem smutek. – Jestem wodzem tej wioski i to ja zleciłem Wam to zadanie.
- Chcecie zerwać kontrakt z bóstwem? Ale dlaczego? – Spytał mag lodu.
- To jest już nasza sprawa, dlaczego chcemy to zrobić. – Rzekł podając im zwinięty pergamin. – Tu znajdują się nasze krwawe podpisy. Na górze Haite znajduje się świątynia. W świątyni natomiast pali się święty, niebieski ogień. Musicie zanieść ten oto pergamin i spalić go w niebieskim ogniu.
- I tyle? W porząsiu dziadku! – Powiedział Salamander wyszczerzając zęby.
- Dziękuję Wam. Może najpierw odpoczniecie przed podróżą? Nabierzecie sił.
- Dziękujemy. – Odparła Szkarłatnowłosa. Starzec kiwnął głową i zaprowadził magów w głąb wioski. Tam kazano rozpalić ognisko i przygotować ucztę. Wszyscy wspólnie wraz z mieszkańcami zasiedli przy wesołych płomieniach. Każdemu z osobna dopisywał dobry nastrój. Wspólnie rozmawiali, śmiali się. Jakby wszyscy byli dobrymi przyjaciółmi od zawsze. Jakby zapomnieli o tym, że niedługo mają wyruszyć w niebezpieczną podróż. Oni po prostu dobrze się bawili.
- Nie rozumiem… Dlaczego chcecie zerwać kontrakt z bóstwem? – Wtrąciła Lucy.
- Moja droga to… nie tak jak myślisz. – Odezwała się kobieta siedząca obok Maginii Gwiezdnej Energii (Chyba dobrze odmieniłam O.O). Westchnęła ona głęboko i spojrzała się dal w jakiś niewidoczny dla nikogo punkt. – Któregoś dnia w naszej wiosce zjawiła się dziewczyna. Na głowie miała parę wilczych uszu i piękny puszysty ogon. Powiedziała nam, że jest bóstwem zamieszkującym górę Haite. Nikt jej nie uwierzył, dopóki nie zmieniła postaci…
- Postaci? – Dopytywała Lucy.
- Postaci gigantycznego wilka. Obiecała nam, że będzie chronić nas i naszą wioskę. Zgodziliśmy się na to. Z czasem jednak wszystko zaczęło schodzić na złą drogę. Dzikie zwierzęta, które nas atakowały, pozbawiały życia naszych ludzi. Kataklizmy, powodzie, ulewy. Bóstwo bezpiecznie siedziało w górach. Nikt nigdy nie odważył się wejść na sam szczyt Haite. Ci co próbowali, nigdy nie wracali. Po prostu ginęli. Mamy już tego wszystkiego dość. Dlatego chcemy zerwać kontrakt. – Skończyła swoją opowieść i spojrzała się na magów wyczekując jakiejkolwiek reakcji z ich strony. Oni siedzieli jakby zahipnotyzowani jej słowami. Nagle rozległo się wycie, które rozeszło się echem po okolicy.
- Nadchodzą wilki. – Westchnęła kobieta. – Zaprowadzę Was do miejsca, w którym będziecie mogli odpocząć. – Wstała z miejsca i ruszyła przed siebie. Podążyli za nią w milczeniu.
Nazajutrz, gdy słońce nie zdążyło dobrze wychylić się zza linii horyzontu, przyjaciele byli już gotowi do drogi. Ostatnie spojrzenie na wioskę, do której zapewne jeszcze wrócą. Ruszyli na początku po kamiennych schodkach, pnąc się coraz wyżej. Towarzyszył im słodki śpiew ptaków i przyjemny chłodny wietrzyk, który dawał ukojenie przed żarem lejącym się z nieba. Z czasem jednak droga stała się trudniejsza do pokonania. Kamienna ścieżka była bardziej śliska, co zwiększało prawdopodobieństwo spadnięcia w dół. Śpiew ptaków został zastąpiony krakaniem wron, a słońce zasłoniła gruba warstwa ciemnych, burzowych chmur. Co jakiś czas dało się też słyszeć wycie wilka. Magowie szli pewnie stawiając każdy swój krok, zbliżali się do celu. W ten ich oczom ukazał się wysoki budynek. Gdy odsłonili liściastą zasłonę, która uniemożliwiała dokładniejsze spenetrowanie wzrokiem świątyni, zauważyli, że miejsca strzegą czworonożne bestie. Ich czerwone ślepia bacznie obserwowały nowych przybyszy. Z oddali można było już zauważyć niebieski ogień. Przyjaciele westchnęli z ulgą.
- To było łatwiejsze, niż myślałem! – Krzyknął różowowłosy i wyrywając Lucy pergamin popędził w stronę ognia.
- Natsu! Stój! – Nawet to nie zadziałało. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie i podszedł bliżej niebieskich płomieni. Nagle cała świątynia zatrzęsła się pod wpływem przerażającego ryku. Magowie cofnęli się o krok. Nagle w ciemności błysnęły wielkie, krwawe ślepia. Z mroku, który ogarniał resztę świątyni wyszła czworonożna bestia. Zlustrowała swoim wrogim spojrzeniem przybyszów, po czym zgasiła łapą ogień.
- Wy… Pożałujecie tego…. - Przemówiła ludzkim głosem, po czym zawyła. Wilki otoczyły przyjaciół, a niebo otworzyło się przed błyskawicą.
Ohayo! ^.^
Wena powróciła.... No może nie całkiem :P Rozdział jaki taki.
Happy: Głuupi!
Cicho tam! -.- Starałam się...
Happy: Jasne... Lepiej daj mi rybkę i publikuj! Chcę zobaczyć, jak się z Ciebie śmieją!
Śmieją.... Śmieją?! A...Ale fakt... Jestem beznadziejna T.T
Happy: Cieszę się, że wreszcie się do tego przyznałaś Yuu - chan *zaczyna pałaszować rybkę* Czytajcie! Czytajcie!
- Witajcie magowie Fairy Tail. – Odezwał się niski starzec z brodą sięgającą aż do ziemi. Jego wyblakłe, szare oczy przedstawiały radość, jak i zarazem smutek. – Jestem wodzem tej wioski i to ja zleciłem Wam to zadanie.
- Chcecie zerwać kontrakt z bóstwem? Ale dlaczego? – Spytał mag lodu.
- To jest już nasza sprawa, dlaczego chcemy to zrobić. – Rzekł podając im zwinięty pergamin. – Tu znajdują się nasze krwawe podpisy. Na górze Haite znajduje się świątynia. W świątyni natomiast pali się święty, niebieski ogień. Musicie zanieść ten oto pergamin i spalić go w niebieskim ogniu.
- I tyle? W porząsiu dziadku! – Powiedział Salamander wyszczerzając zęby.
- Dziękuję Wam. Może najpierw odpoczniecie przed podróżą? Nabierzecie sił.
- Dziękujemy. – Odparła Szkarłatnowłosa. Starzec kiwnął głową i zaprowadził magów w głąb wioski. Tam kazano rozpalić ognisko i przygotować ucztę. Wszyscy wspólnie wraz z mieszkańcami zasiedli przy wesołych płomieniach. Każdemu z osobna dopisywał dobry nastrój. Wspólnie rozmawiali, śmiali się. Jakby wszyscy byli dobrymi przyjaciółmi od zawsze. Jakby zapomnieli o tym, że niedługo mają wyruszyć w niebezpieczną podróż. Oni po prostu dobrze się bawili.
- Nie rozumiem… Dlaczego chcecie zerwać kontrakt z bóstwem? – Wtrąciła Lucy.
- Moja droga to… nie tak jak myślisz. – Odezwała się kobieta siedząca obok Maginii Gwiezdnej Energii (Chyba dobrze odmieniłam O.O). Westchnęła ona głęboko i spojrzała się dal w jakiś niewidoczny dla nikogo punkt. – Któregoś dnia w naszej wiosce zjawiła się dziewczyna. Na głowie miała parę wilczych uszu i piękny puszysty ogon. Powiedziała nam, że jest bóstwem zamieszkującym górę Haite. Nikt jej nie uwierzył, dopóki nie zmieniła postaci…
- Postaci? – Dopytywała Lucy.
- Postaci gigantycznego wilka. Obiecała nam, że będzie chronić nas i naszą wioskę. Zgodziliśmy się na to. Z czasem jednak wszystko zaczęło schodzić na złą drogę. Dzikie zwierzęta, które nas atakowały, pozbawiały życia naszych ludzi. Kataklizmy, powodzie, ulewy. Bóstwo bezpiecznie siedziało w górach. Nikt nigdy nie odważył się wejść na sam szczyt Haite. Ci co próbowali, nigdy nie wracali. Po prostu ginęli. Mamy już tego wszystkiego dość. Dlatego chcemy zerwać kontrakt. – Skończyła swoją opowieść i spojrzała się na magów wyczekując jakiejkolwiek reakcji z ich strony. Oni siedzieli jakby zahipnotyzowani jej słowami. Nagle rozległo się wycie, które rozeszło się echem po okolicy.
- Nadchodzą wilki. – Westchnęła kobieta. – Zaprowadzę Was do miejsca, w którym będziecie mogli odpocząć. – Wstała z miejsca i ruszyła przed siebie. Podążyli za nią w milczeniu.
Nazajutrz, gdy słońce nie zdążyło dobrze wychylić się zza linii horyzontu, przyjaciele byli już gotowi do drogi. Ostatnie spojrzenie na wioskę, do której zapewne jeszcze wrócą. Ruszyli na początku po kamiennych schodkach, pnąc się coraz wyżej. Towarzyszył im słodki śpiew ptaków i przyjemny chłodny wietrzyk, który dawał ukojenie przed żarem lejącym się z nieba. Z czasem jednak droga stała się trudniejsza do pokonania. Kamienna ścieżka była bardziej śliska, co zwiększało prawdopodobieństwo spadnięcia w dół. Śpiew ptaków został zastąpiony krakaniem wron, a słońce zasłoniła gruba warstwa ciemnych, burzowych chmur. Co jakiś czas dało się też słyszeć wycie wilka. Magowie szli pewnie stawiając każdy swój krok, zbliżali się do celu. W ten ich oczom ukazał się wysoki budynek. Gdy odsłonili liściastą zasłonę, która uniemożliwiała dokładniejsze spenetrowanie wzrokiem świątyni, zauważyli, że miejsca strzegą czworonożne bestie. Ich czerwone ślepia bacznie obserwowały nowych przybyszy. Z oddali można było już zauważyć niebieski ogień. Przyjaciele westchnęli z ulgą.
- To było łatwiejsze, niż myślałem! – Krzyknął różowowłosy i wyrywając Lucy pergamin popędził w stronę ognia.
- Natsu! Stój! – Nawet to nie zadziałało. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie i podszedł bliżej niebieskich płomieni. Nagle cała świątynia zatrzęsła się pod wpływem przerażającego ryku. Magowie cofnęli się o krok. Nagle w ciemności błysnęły wielkie, krwawe ślepia. Z mroku, który ogarniał resztę świątyni wyszła czworonożna bestia. Zlustrowała swoim wrogim spojrzeniem przybyszów, po czym zgasiła łapą ogień.
- Wy… Pożałujecie tego…. - Przemówiła ludzkim głosem, po czym zawyła. Wilki otoczyły przyjaciół, a niebo otworzyło się przed błyskawicą.
Ohayo! ^.^
Wena powróciła.... No może nie całkiem :P Rozdział jaki taki.
Happy: Głuupi!
Cicho tam! -.- Starałam się...
Happy: Jasne... Lepiej daj mi rybkę i publikuj! Chcę zobaczyć, jak się z Ciebie śmieją!
Śmieją.... Śmieją?! A...Ale fakt... Jestem beznadziejna T.T
Happy: Cieszę się, że wreszcie się do tego przyznałaś Yuu - chan *zaczyna pałaszować rybkę* Czytajcie! Czytajcie!
Happy ! *mierzy go groźnie wzrokiem* Nie dokuczaj Yuu - chan bo dam ci popalić ! >.< Nie słuchaj tego wrednego kocura ! XD Piszesz świetnie i masz ciekawe pomysły ^^
OdpowiedzUsuńMam prośbę >.> *rozgląda się* <,< Pisz dłuższe notki bo nie wytrzymam ! :D Oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział <3 Buzka ;*