...

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

5. Krew i śmierć.


Świat ogarnął mrok. Nawet to nie przeszkadzało im, aby dalej brnąć w nieswoje. Mury zamku doskonale zjednaczały się z ciemnością. W niektórych miejscach mogło się jedynie dostrzec niewielkie znaki światła. Oni dalej biegli. Mieli tylko jeden cel. Uratować Lucy. Chmury na niebie coraz gęściej zakrywały już i tak niewidoczny obraz. W ten świat został na chwilę rozświetlony przez błyskawicę, która wydostała się z nieba przebijając skorupę z chmur.
- Musimy się pośpieszyć! – Doszedł ich głos Titani, której słowa wymazywał podstępny wiatr. Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami. Sądzili, że słowa są zbędne w tej sytuacji. Mogli przecież obejść się bez nich. Tak po prostu je na chwilę wyrzucić.
   Gdy coraz bardziej przybliżali się do murów zamku, dochodził do nich słodki, piękny głos nucący piosenkę, której słowa zabierał czasami wiatr. Zdezorientowani magowie spojrzeli się po sobie. Jedno słowo. Jedno imię.
- Lucy. – Wypowiedzieli jednocześnie. Przyśpieszyli. Ujrzeli postać… wychylała się przez kamienne okno. Jej długie, blond włosy tańczyły na wietrze, a czekoladowe oczy smutno wpatrywały się w uspany krajobraz.
- Lucy! To Ty?! – Krzyknął Salamander dobiegając do zachodniej wierzy.
- Natsu? – Wychyliła się bardziej niedowierzając temu, co widzi. Po chwili jednak na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Tak. To był on.
- Przyszliście po mnie? – Dodała prawie niedosłyszalnie.
- Oczywiście. Nie zostawiłbym Cię. – Odparł różowowłosy ze śmiertelną powagą. W tym momencie dołączyli do nich Gray, oraz Erza oboje widząc blondwłosą całą i zdrową odetchnęli z ulgą.
- Wydostaniemy Cię z tond! Spokojnie! – W momencie ogień zabłysł na pięści Salamandra, który szykował się do ataku na mór.
- Natsu! Nie! – Próbowała zatrzymać go blond włosa wymachując rękami. Za późno. Mór pozostał nienaruszony. Chłopak osunął się na ziemię z cichym jękiem.
- Zapomniałam Wam powiedzieć… Ten mur… Odpiera magie... – Wyjaśniła magini gwiezdnej energii. (Nie mogłam się powstrzymać xD)
- Natsu jak zwykle nie myśli. – Westchnął Gray. Salamander w sekundzie stanął na równych nogach.
- O kim mówisz, że nie myśli!?
- O Tobie płomyczku! – Zetknęli się czołami, a z oczu wprost tryskały błyskawice. Ich zapał jednak w porę uspokoiła szkarłatno włosa posyłając im groźne spojrzenie.
- Nie mamy teraz czasu na Wasze kłótnie. Musimy… - W ten rozległ się donośny głos, który w mig przerwał ich rozmowę. Blondwłosa znikła tak szybko, jak szybko się pojawiła. Magowie dokładnie wiedzieli o co chodzi. Nawet nie musieli nic wyjaśniać Natsu, który myśli jak zwykle nieco wolniej (wybaczcie… Jestem za wredna xD)
- Kochana nie musisz się już nimi przejmować. – Rzekł Savlar obejmując ją w pasie.
- Ależ kim?...
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Nie musisz udawać, że ich tu nie było. – Gwałtownie przybliżył ją do siebie. Blondwłosa magini uśmiechnęła się do niego.
- Nie musisz się niczym martwić. Ich tu nie było. – Rzekła na tyle spokojnie, aby mógł on jej uwierzyć. Przytuliła się do niego razem wychodząc z pokoju.
- Co ona kombinuje! – Krzyknął zdenerwowany Salamander.
- Spokojnie, Natsu. Nie chcę wzbudzać podejrzeń. Jutro jest ceremonia. Musimy coś wymyśleć. – Odparła szkarłatnowłosa.
- Tylko co? W całym zamku nie można używać magii.
- Prześpijmy się z tym.
- Ty chcesz spać w takim momencie!? – Smoczy Zabójca zerwał się z ziemi.
- Zamknij się zapałko. Nie mamy innego wyboru. Jeśli nadarzy się okazja, z pewnością z niej skorzystamy. – Wyjaśnił Gray. Salamander prychnął pod nosem i ponownie osiadł na ziemi.


Piękna panna młoda. Blondłowsa dziewczyna ubrana w białą suknię. Na twarz opadał welon. Może to i nawet lepiej. Nikt nie widziałby tego smutnego wyrazu twarzy. Gdzieś w głębi serca wiedziała jednak, że przyjdzie po nią, że jej rycerz pokona smoka i ucieknie z nią gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie nikt ich nie znajdzie. Szła wolno ku swemu wybrankowi losu. Jego twarz odziana była w triumfalny, a zarazem jadowity i tak nieszczery uśmiech. Myślał, że wygrał. Nie wiedział jak bardzo się mylił. W ten drzwi do Sali zostały wywarzone. Oczy wszystkim diametralnie zostały zwrócone w tamtą stronę. Gdy kurz i pył opadł, ukazała im się różowa czupryna.
- Natsu! – Krzyknęła magini Gwiezdnej Energii.
- Ty! Łapy od niej precz! – Pięści chłopaka zaczął otaczać ogień.
- Jak ty… Przecież to nie możliwe! – Twarz Savlara przybrała inny wyraz. Strach pomieszany z gniewem. Złapał on blondwłosą za nadgarstek przyciągając do siebie. – Nic mi nie zrobisz, póki mam Twoją przyjaciółeczkę! – Zaśmiał się szyderczo.
- Ja może nie… Ale ona tak. – Dodał Salamander. W ten zza jego pleców wyskoczyło wilcze bóstwo, które przygwoździło do ziemi Savlar’a. Dłoń maga rozbłysła czarnym ogniem, którym potraktował wilka zrzucając go z siebie. W sali rozległ się pisk.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie jakie masz zamiary. Wiem jedno. Skopię ci dupę, zanim zdołasz przeliterować swoje imię. – Rzekł Salamander rzucając się na czarnego maga. Czarny ogień zatańczył z pomarańczowym. Nikt nie chciał dać za wygraną. Nikt nie chciał zapłacić za tę walkę życiem. W tym momencie jednak wszystko było możliwe. W ten z kamiennej podłogi zaczęły wychodzić szkaradne postacie. Odziane w czarne szaty, bez twarzy.
- Lucy, uważaj! – Rozległ się krzyk różowowłosego chłopaka, który czym prędzej popędził na pomoc przyjaciółce. Za późno. Stalowe narzędzie boleśnie zraniło tak delikatne ciało. Okrwawione ciało dziewczyny bezwładnie opadło na ziemię.
- Lucy, słyszysz mnie? Wyjdziesz z tego, nie pozwolę Ci umrzeć! – Krzyczał do niej Natsu trzymając w ramionach. Puste, czekoladowe oczy, które nie wyrażały żadnych oznak życia spojrzały się na niego. Uśmiechnęła się do niego blado.
- Przepraszam…. – Szepnęła zamykając oczy. W ten rozbłysło jasne światło, które ogarnęło całe pomieszczenie. Niebo przestało sypać deszczem i rozsiewać błyskawicę. Nastała jasność, której nic nie mogło zasłonić, a potem jedynie cisza i pustka, która ogarnęła wszystko.


Obudziły ją pierwsze promienie słoneczne. Wstała leniwie przeciągając się. Rozejrzała się. Była w…niebie? Jeśli niebo tak właśnie wygląda, to właśnie był to jej pokój. Była w swoim mieszkaniu? Zdezorientowana blond włosa magini podeszła do okna. Na uliczkach przechadzali się ludzie załatwiający swoje sprawy. Wszystko tak jak dawniej. Więc co się stało? To był tylko sen? Odruchowo dotknęła czoła, aby sprawdzić czy nie ma temperatury. Wszystko w normie. Usiadła na brzegu łóżka pogrążając się w myślach. Pamiętała: wyspę, wilczycę, Savlar’a, walkę i krew. Jej krew. W takim razie dlaczego jest w swoim mieszkaniu? Nagle do jej głowy wpadł błyskotliwy pomysł. Czym prędzej wybiegła z domu i popędziła w stronę gildii Fairy Tail. Z impetem otworzyła drzwi, co zwróciło uwagę pozostałych magów.
- Hm? Lucy, coś nie tak? – Spytała zaniepokojona Mira stojąca za barem.
- Miruś? Co się stało? Gdzie Natsu, Gray, Erza i Happy?
- Są u siebie. Odpoczywają. Rety, rety! Mieliście naprawdę męczącą misję. – Uśmiechnęła się jak to ona najlepiej potrafiła.
- A potem? Co się stało potem? – Domagała się wyjaśnień blondwłosa.
- Do gildii przyniosła Was pewna zakapturzona dziewczyna. Powiedziała, że podczas misji zaszły małe komplikacje i musiała ona zostać natychmiast przerwana. Potem wyszła bez słowa.
- Zakapturzona postać… - Mruczała maginii. – Muszę znaleźć resztę!  



Ohayo! ^.^


Buahahhaha! Jestem złem! xD
Happy: Jak mogłaś zranić Lucy! T.T
Przecież jej nie zraniłam Ty matole -.- No może troszeczkę... ale nadal żyje xD Chyba nie myślieliście, że tak szybko skończe jej żywot :3 Od razu mówię: Gomene, gomene! T.T Wiem, że długo nie było wpisu, ale moja wena nie chciała wyjść z ukrycia :C Poza tym małe problemy, goście, larwy itp xD Ale już jest ok ;3 (na razie xd) Dziękuje wszystkim... WSZYSTKIM xD Komentującym i czytającym i czytajacym i kometującym :D Bardzoo :** I takie pytanie: Czy wolelibyście dłuższe notki, a rzadziej, czy krótsze notki, a częściej? Hm? Czekam na Wasze opinie :))) I przepraszam, że znowu notka krótka T.T Jestem beznadziejna V.V
Happy: Aye sir!
Aye Aye! Czytajcie i komentujcie! ^.^
Happy: Aye sir!

sobota, 13 kwietnia 2013

4. Puste białe oczy.


Jedyne co mogli zrobić to nie pozwolić, aby mrok, który spod białej zasłony oczu demonów przyglądał im się uważnie gotowy do wykonania tego kroku, który miał zmienić wszystko. Magowie zbili się w jedną całość. Odwróceni do siebie plecami próbowali wyczuć, co było ich zamiarem. Nic nie mogło jednak przebić tej grubej, ciemnej zasłony, która ukrywała ludzkie twarze. Nic nie mogło dotrzeć do tych pustych, białych oczu, które kiedyś wesoło spoglądały na świat. Savlar, którego ta cała sytuacja najwyraźniej najbardziej bawiła, podparł się o swoje wielkie, krwawe zwierze, które czekało na jakiekolwiek sygnały od swego pana.
- Mam dla Was propozycję nie do odrzucenia. – Zaczął ironicznie. Jego mowa szybko jednak została przerwana przez Smoczego Zabójcę.
- Mamy ten Twój zakichany świstek papieru ściernego! Wiemy, że chcesz wskrzesić smoka! – Na dźwięk tych słów czarny mag wybuchł donośnym śmiechem. Wszyscy spojrzeli się na niego zirytowani.
- A róbcie sobie z tym pergaminem co chcecie. – Uśmiechnął się szatańsko. – PRAWDZIWY smok apokalipsy stoi przed Wami! – Uniósł ręce ku górze, jakby czegoś oczekiwał od nieba. Tak się stało. Błyskawica przecięła gęste chmury spadając na pobliskie drzewo, które szybko ogarnął śmiercionośny płomień.
- Nie mówcie mi, że… - Rzekła drżącym głosem wilczyca.
- Owszem, moi drodzy. Nie mogłem pozwolić na to, aby tak potężna moc poszła w ni wet. Dlatego więc osobiście się nią zająłem.
- Przekazując całą smoczą moc sobie. – Dokończyła Szkarłatnowłosa.
- Bystre dzieciaki! Jednak nie jestem tu po to, aby wyjaśniać Wam wszystko. Popełniliście ogromny błąd, przypływając na te wyspę. Byłbym skłonny Was zabić i chyba tak zrobię. Jednak jedno z Waszych nędznych żyć przypasowało mi do gustu. – W ten przy boku Savlar’a pojawiła się blondwłosa Magini Gwiezdnej Energii. Mężczyzna brutalnie przyciągnął ją do siebie wykręcając ręce do tyłu, co uniemożliwiało jakikolwiek ruch z jej strony. Następnie delikatnie ujął jej podbródek zmuszając, aby ta spojrzała na niego.
- Lucy! – Krzyknęli w rozpaczy pozostali. – Puść ją!
- Idealnie będzie nadawać się na nową żonę dla mnie. Miałem ich już wiele, jednak tamte w ogóle się nie nadawały, dlatego spaliłem je żywcem. – Tu zwrócił się do wystraszonej blondwłosej. – Mam nadzieję, że Ty moja droga będziesz wywiązywać się ze swoich obowiązków. W przeciwnym razie chyba wiesz, co Cię czeka. – Zaśmiał się szyderczo.
- Puść ją gnoju! – Dłonie Salamandra zapłonęły ogniem, a oczy czystą nienawiścią.
- Wy nie martwcie się o swój los. W sumie i tak niedługo Wasze życia zostaną skrócone o wieczność. Jeśli jednak będziecie chcieli przeszkodzić mi w mojej ceremonii w której o to poślubię tą piękną kobietę, ona zginie, wraz z Wami. – Powiedziawszy to rozpłynął się, wraz z blondwłosą magini.
Przyjaciele mogli jedynie patrzeć, jak bo ich przyjaciółce zostaje pusta nicość. W powietrzu unosiły się resztki czarnego pyłu w którym rozpłynął się Savlar. Demony jakby na znak ruszyły się z miejsc. Wilcze bestie skoczyły sobie do gardeł. Błysnęły szpony i kły. Rozpoczęła się walka. Walka na śmierć i życie. Jeden z demonów zbliżył się do Salamandra.
- Natsu, uważaj! – Krzyknął ostrzegawczo mag lodu. Po chwili jednak maszkara rozpłynęła się w żywym ogniu, który ogarnął wszystko. Rozwścieczony Salamander nie zważając na konsekwencje swoich czynów, likwidował po kolei wszystkie demony. Wiedział jedynie, że musi uratować ją. Jedynie ta myśl była dla niego teraz najważniejsza, tym żył. Wiedział, że sam może zginąć. Chciał ryzykować. Dla niej zrobiłby wszystko. Chciał ponownie czuć jej słodki zapach, chciał czuć jej bliskość i być przy niej. Po chwili z demonów nie pozostało nic. Nawet puste, białe oczy zniknęły. Dwie walczące bestie również się rozpłynęły, tak, jakby nigdy ich nie było.
- Wiedziałem, że to będzie pestka! – Wyszczerzył się Smoczy Zabójca do swoich przyjaciół, którzy tylko pokręcili głowami z niedowierzaniem.
- Ten gość porwał Lucy, na dodatek nie wiemy gdzie jest ta wilczyca. – Wtrąciła Erza.
- To proste. Idziemy uratować Lucy! – Ryknął napalony różowowłosy.
- Nie! Słyszałeś zapałko co mówił ten cały Savlar? Jeśli będziemy chcieli przeszkodzić mu w tej całej ceremonii to zabije i nas i ją. – Przerwał mu Gray. To jednak nie wystarczyło, aby ostudzić zapału Smoczego Zabójcy.
- Nie ważne! Musimy ją uratować!
- Coś się tak napalił płomyczku, hm? – Chłopak spojrzał się na chwilę na maga lodu, który przypatrywał mu się z chytrym uśmieszkiem. Najprościej byłoby powiedzieć, że jest przecież naszą przyjaciółką i musimy ją uratować za wszelką cenę.  Nie chciał jednak kłamać. Bał się też wyznać, że ta drobna osóbka, która zawsze wyrzucała go z domu, krzyczała na niego i rzucała po ścianach, jest dla niego ważniejsza niż jego własne życie.
- A co Ci do tego gołodupcu!?
- Nic płomyczku!
- Chcesz się bić?!
Z Tobą zawsze! – W tym momencie ich czoła zetknęły się, a z oczu wprost tryskały błyskawice. Ich zapał w porę przerwała jednak Titania. Spojrzała się na nich groźnie.
- Spokój. Teraz nie mamy czasu na Wasze kłótnie. Musimy ocalić Lucy.
 - Aye! – W jednej chwili dwaj odwieczni rywale objęli się uśmiechając do siebie, jakby byli dobrymi przyjaciółmi od zawsze. Nie wiedzieli jaką drogę mają do przebycia, nie wiedzieli co ich czeka. Wiedzieli jedno. Ocalić Lucy!


Ohayo! ^.^

Ehh... Miał być długi wpis, a jak zwykle wyszedł krótki -.- Chyba się zabiję, powieszę, otruję, zakopię, podetnę żyły, powieszę..
Happy: To już było! Ewentualnie mogę Ci jeszcze dać z patelni! Ale zapisz mi proszę wcześniej w spadku Twoją lodówkę!
Nie denerwuj mnie -.- Ale no cóż... Tak wyszło xD Obiecuję, że kolejny wpis będzie dłuższy od tego i od poprzedniego :D Mam pomysł i mam chęci ale teraz jakoś będzie czasu brak. Postaram się jednak coś wrzucać :) Notka dla wszystkich wyczekujących <3
Pozdrawiam!
Buziiii :***

piątek, 12 kwietnia 2013

3. Walka, opowieść i niebezpieczeństwo.


Wilczyca zmierzyła ich groźnym wzrokiem, jednak nie zaatakowała. Jakby czekała na ich ruch. Z nieba zaczęły bić pioruny, które rozświetlały ciemność na świecie. Krople deszczu w coraz większym skupisku spadały na ziemię pozostawiając wszędzie ślady swojej działalności. Zdenerwowana bestia przejechała swymi ostrymi i długimi pazurami po kamiennej podłodze w świątyni robiąc niemałe wgłębienia. Warknęła ostrzegawczo ukazując swoje białe kły.
- Psina się zdenerwowała? – Zaśmiał się Salamander, a jego ręce zaczął otaczać ogień. (Nowość  >.<)
- Rozprawimy się z Tobą.
- I będzie po sprawie. – Skwitowała Szkarłatnowłosa. – Trójka magów wyszła przed bestię. Wszyscy uśmiechali się, jakby miała to być tylko zabawa dla zajęcia czasu. Jedynie Magini Gwiezdnej Energii nadal stała w miejscu i uważnie przyglądała się całemu zdarzeniu. Intensywnie nad czymś myślała. Jedna jej połowa chciała dołączyć do przyjaciół, aby pomóc im w pokonaniu wilka. Wtedy byłoby po sprawie. Ogień znów by zapłonął, a oni zniszczyliby pergamin i wrócili happy do wioski. Druga połowa jednak chciała rozegrać to inaczej. Złośliwy czas nie pomagał. Płynął za szybko. Jakby on sam chciał, żeby to wszystko już się skończyło. Jedna sekunda, a zabłysło ostrze miecza, zatańczył ogień z lodem. Zanim zdążyła krzyknąć „NiE”, było już po wszystkim. Bestia leżała nieruchomo na ziemi. W powietrzu unosiły się jeszcze resztki pyłu i kurzu. Zwycięscy dumnie stali pochyleni nad ciałem wilka. Blondwłosa westchnęła tylko głęboko na samą myśl o tym, że już po wszystkim.
- A ty czemu nie walczyłaś, Lucy? – Spytał zdziwiony Salamander.
- Ja.. Po prostu mam inne przeczucia. – Odparła. W jej głosie dało wyczuć się nutkę strachu.
- Inne przeczucia? – Powtórzyli. Nagle poczuli jak coś przygniata ich do ziemi. Wielka łapa uzbrojona w śmiercionośne szpony przygwoździła ich do ziemi. Zdezorientowani magowie próbowali wyswobodzić się z uścisku. Ledwo co mogli złapać oddech, a co najgorsze, nie mogli użyć magii. Wilk uniósł się dumnie i spojrzał na nich z góry. Zmrużył swe krwiste ślepia, jakby sobie o czymś przypomniał. Po chwili wyswobodził zdziwionych magów z uścisku.
- Odejdźcie stąd. – Mruknął bez entuzjazmu ,odwracając się, oddalił.
- Czekaj! Nie chcesz nas…. Zabić? – Powiedział Gray.
- I tak czeka Was o wiele gorsza kara, niż śmierć.
- Gorsza, niż śmierć? Dlaczego więc nie pomogłaś mieszkańcom? – Magini Gwiezdnej Energii wyszła przed tłum kłócących się o jakąś bzdurę przyjaciół.
- Lucy… - Rzekła wilczyca, jakby wystraszona samą obecnością blondwłosej. Po chwili jednak westchnęła i siadła naprzeciwko magów. – To będzie zupełnie inna opowieść, niż ta, którą usłyszeliście od tej kobiety.
- Czekaj. Ta zakapturzona postać, wtedy podczas uczty. To byłaś ty? – Wilczyca kiwnęła głową i dalej ciągnęła.
- Wtedy, gdy przypieczętowaliśmy kontrakt własną krwią. Wtedy, przez jakiś czas było dobrze. Kochałam tam przychodzić. Codziennie urządzaliśmy uczty. Bawiliśmy się, piliśmy i tańczyliśmy, aż do upadłego. Był tam pewien człowiek. Zwał się Savlar. Nikt nie wiedział o nim praktycznie nic. A może to były tylko kłamstwa? Ta wioska. Ci ludzie. Żyją już parę tysięcy lat.
- Parę tysięcy?! – Powtórzyli zszokowani magowie.
- Owszem. Te wydarzenia, o których Wam opowiadam, miały miejsce parę tysięcy lat temu. Zacznijmy może od tego, że jestem nieśmiertelna. Savlar, o którym Wam wcześniej wspomniałam zajmował się czarną magią. Tak. Był czarnym magiem śmierci. Wkręcił całą wioskę i mieszkańców do pewnego projektu, który miał zamiar wskrzesić smoka apokalipsy. Udało mu się. Ich plan jednak wyszedł z pod kontroli. Smok, który został wskrzeszony nie słuchał rozkazów maga Savlar’a. W sumie to się temu nie dziwię. – Westchnęła. – Rozpętał piekło w wiosce. Znalazł się jednak pewien człowiek. Jego imienia nie znał nikt. Również był magiem, jednak nikt o tym nie wiedział. Posiadał tak potężną moc, że zapieczętował moc smoka w tym o to pergaminie. Legendy powiadają również, że starzec był białym smokiem, który miał uratować świat przed apokalipsą. Może i tak było. Na mieszkańców wioski spadła kara. Kara nieśmiertelności. Żyją oni w zupełnie innym świecie w nocy zamieniając się w żądzy krwi demony. Jedynie spalenie tego pergaminu uwolni ich od klątwy, jednak jeśli to zrobią smok powróci. – Skończyła swoją opowieść wilczyca i spojrzała się na magów, którzy wyglądali jakby umarli. Po dłuższej chwili dopiero odzyskali zdrowe zmysły.
- A nie da się tego inaczej rozwiązać? – Spytał mag lodu.
- Rozwalić! – Ryknął Natsu, za co oberwał w sam środek czaszki od Szkarłatnowłosej.
- Nie! Musi być inny sposób.
- I jest. – Wtrąciła wilczyca. Wszyscy spojrzeli się na nią zaciekawieni jej słowami. – Chodzi tu o coś bardzo cennego.
- Cennego?
- Chodzi o życie. – Wstała i podeszła do jednego z kamiennych stołów, który znajdował się na środku jednej z sal świątyni. – Zrobię to.
- Nie możesz! – Krzyknęła Blondwłosa. Przyjaciele spojrzeli się na nią zdziwieni. – Ja.. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, jednak nie chcę, żebyś umarła. Sama się temu dziwię, jednak jakbym już kiedyś Cię znała. Pamiętam ten głos, to spojrzenie. Nie wiem jednak kim jesteś i nie mogę sobie przypomnieć.
- Rozumiem Cię. Nie przejmuj się tym. – Uśmiechnęła się lekko do magów. – Wy jesteście jeszcze młodzi. Całe życie przed Wami. Moje już się skończyło.  – Spuściła smutno łeb. Nastała chwila milczenia, którą przerywało jedynie głośne sapanie bestii, oraz grzmoty wydawane przez niebo.
- Noc… - Szepnęła wilczyca jakby do siebie.
- Słucham?
- Jest noc. Cholera jasna! Musicie szybko stąd uciekać!
- Ale… - Nie dokończyła. Rozległ się przeraźliwy pisk. Nagle jakby wszystko stanęło w miejscu. Krople deszczu, grzmoty, a nawet błyskawice. Bicie serca, nierówne oddechy, drżenie rąk. Cieniste postacie wychodzące z podziemi. Ich puste czarne oczy bezsensownie wpatrywały się w przybyszów. Wszystko co dotknęły obumierało. Były wszędzie. W ten rozległo się wycie. W ciemnej zieleni znowu zabłysły czerwone ślepia. Nagle zza drzew wyszła bestia. Jego ciało pokryte było licznymi zadrapaniami, lub po prostu tego ciała nie było. Z paszczy skapywała krew, która barwiła ziemię. Ostre jak brzytwa kły wyszczerzone były w szyderczym uśmiechu. Każdy krok wykonany przez to stworzenie powodował ból dla Matki Ziemi. Obok bestii kroczył zamaskowany mężczyzna. W prawej dłoni dzierżył bicz. Twarz miał zakrytą. Wilczyca warknęła ostrzegawczo. Pan, wraz ze swym stworzeniem stanęli.
- Dawno się nie widzieliśmy. – Mężczyzna zdjął kaptur ukazując puste, białe oczy i szatański uśmiech na twarzy.
- Savlar. – Warknęła wilczyca w każdej chwili gotowa do ataku. Znów wszystko zaczęło żyć w normalnym rytmie. Błyskawice otwierały niebo ukazując światu swe oblicze, krople deszczu zostawiały swoje ślady na ziemi, niespokojne zostało tylko bicie serca…


Ohayo! ^.^
 
Wene mam taką, że mucha nie siada hyhy ^3^  Rozdzialik dedykuję wszystkim czytającym, a szczególnie  Kami - chan <3 I dziękuję Ci bardzo za komentarze :*   Starałam się napisać dłuższy, ale pewnie mi nie wyszło. Gomen T.T  Happy się na mnie obraził :P  Nie odzywa się. Ale cóż, milczenie jeszcze nikomu nie zaszkodziło :)  Dziękuję, życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania ^_^  Buziaaa <3

2. Podróż i Wilk


Gdy dotarli na miejsce słońce wisiało już wysoko na niebie. Okropny żar lał się z nieba powodując, że każde żywe stworzenie poszukiwało choćby najmniejszego cienia. Wioska nie różniła się niczym od innych. Małe, drewniane domki porozstawiane były w rzędach w niedużych odległościach. Wioska nie była otoczona żadnym murem. Jedynie niedaleko rozciągał się pas zielonej ściany lasu.
- Witajcie magowie Fairy Tail. – Odezwał się niski starzec z brodą sięgającą aż do ziemi. Jego wyblakłe, szare oczy przedstawiały radość, jak i zarazem smutek. – Jestem wodzem tej wioski i to ja zleciłem Wam to zadanie.
- Chcecie zerwać kontrakt z bóstwem? Ale dlaczego? – Spytał mag lodu.
- To jest już nasza sprawa, dlaczego chcemy to zrobić. – Rzekł podając im zwinięty pergamin. – Tu znajdują się nasze krwawe podpisy. Na górze Haite znajduje się świątynia. W świątyni natomiast pali się święty, niebieski ogień. Musicie zanieść ten oto pergamin i spalić go w niebieskim ogniu.
- I tyle? W porząsiu dziadku! – Powiedział Salamander wyszczerzając zęby.
- Dziękuję Wam. Może najpierw odpoczniecie przed podróżą? Nabierzecie sił.
- Dziękujemy. – Odparła Szkarłatnowłosa. Starzec kiwnął głową i zaprowadził magów w głąb wioski. Tam kazano rozpalić ognisko i przygotować ucztę. Wszyscy wspólnie wraz z mieszkańcami zasiedli przy wesołych płomieniach. Każdemu z osobna dopisywał dobry nastrój. Wspólnie rozmawiali, śmiali się. Jakby wszyscy byli dobrymi przyjaciółmi od zawsze. Jakby zapomnieli o tym, że niedługo mają wyruszyć w niebezpieczną podróż. Oni po prostu dobrze się bawili.
- Nie rozumiem… Dlaczego chcecie zerwać kontrakt z bóstwem? – Wtrąciła Lucy.
- Moja droga to… nie tak jak myślisz. – Odezwała się kobieta siedząca obok Maginii Gwiezdnej Energii (Chyba dobrze odmieniłam O.O).  Westchnęła ona głęboko i spojrzała się dal w jakiś niewidoczny dla nikogo punkt. – Któregoś dnia w naszej wiosce zjawiła się dziewczyna. Na głowie miała parę wilczych uszu i piękny puszysty ogon. Powiedziała nam, że jest bóstwem zamieszkującym górę Haite. Nikt jej nie uwierzył, dopóki nie zmieniła postaci…
- Postaci? – Dopytywała Lucy.
- Postaci gigantycznego wilka. Obiecała nam, że będzie chronić nas i naszą wioskę. Zgodziliśmy się na to. Z czasem jednak wszystko zaczęło schodzić na złą drogę. Dzikie zwierzęta, które nas atakowały, pozbawiały życia naszych ludzi. Kataklizmy, powodzie, ulewy. Bóstwo bezpiecznie siedziało w górach. Nikt nigdy nie odważył się wejść na sam szczyt Haite. Ci co próbowali, nigdy nie wracali. Po prostu ginęli. Mamy już tego wszystkiego dość. Dlatego chcemy zerwać kontrakt. – Skończyła swoją opowieść i spojrzała się na magów wyczekując jakiejkolwiek reakcji z ich strony. Oni siedzieli jakby zahipnotyzowani jej słowami. Nagle rozległo się wycie, które rozeszło się echem po okolicy.
- Nadchodzą wilki. – Westchnęła kobieta. – Zaprowadzę Was do miejsca, w którym będziecie mogli odpocząć. – Wstała z miejsca i ruszyła przed siebie. Podążyli za nią w milczeniu.
 
Nazajutrz, gdy słońce nie zdążyło dobrze wychylić się zza linii horyzontu, przyjaciele byli już gotowi do drogi. Ostatnie spojrzenie na wioskę, do której zapewne jeszcze wrócą. Ruszyli na początku po kamiennych schodkach, pnąc się coraz wyżej. Towarzyszył im słodki śpiew ptaków i przyjemny chłodny wietrzyk, który dawał ukojenie przed żarem lejącym się z nieba. Z czasem jednak droga stała się trudniejsza do pokonania. Kamienna ścieżka była bardziej śliska, co zwiększało prawdopodobieństwo spadnięcia w dół. Śpiew ptaków został zastąpiony krakaniem wron, a słońce zasłoniła gruba warstwa ciemnych, burzowych chmur. Co jakiś czas dało się też słyszeć wycie wilka. Magowie szli pewnie stawiając każdy swój krok, zbliżali się do celu. W ten ich oczom ukazał się wysoki budynek. Gdy odsłonili liściastą zasłonę, która uniemożliwiała dokładniejsze spenetrowanie wzrokiem świątyni, zauważyli, że miejsca strzegą czworonożne bestie. Ich czerwone ślepia bacznie obserwowały nowych przybyszy. Z oddali można było już zauważyć niebieski ogień. Przyjaciele westchnęli z ulgą.
- To było łatwiejsze, niż myślałem! – Krzyknął różowowłosy i wyrywając Lucy pergamin popędził w stronę ognia.
- Natsu! Stój! – Nawet to nie zadziałało. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie i podszedł bliżej niebieskich płomieni. Nagle cała świątynia zatrzęsła się pod wpływem przerażającego ryku. Magowie cofnęli się o krok. Nagle w ciemności błysnęły wielkie, krwawe ślepia. Z mroku, który ogarniał resztę świątyni wyszła czworonożna bestia. Zlustrowała swoim wrogim spojrzeniem przybyszów, po czym zgasiła łapą ogień.
- Wy… Pożałujecie tego…. - Przemówiła ludzkim głosem, po czym zawyła. Wilki otoczyły przyjaciół, a niebo otworzyło się przed błyskawicą.


Ohayo! ^.^

Wena powróciła.... No może nie całkiem :P Rozdział jaki taki.
Happy: Głuupi!
Cicho tam! -.-  Starałam się...
Happy: Jasne... Lepiej daj mi rybkę i publikuj! Chcę zobaczyć, jak się z Ciebie śmieją!
Śmieją.... Śmieją?! A...Ale fakt... Jestem beznadziejna T.T
Happy: Cieszę się, że wreszcie się do tego przyznałaś Yuu - chan *zaczyna pałaszować rybkę* Czytajcie! Czytajcie!

wtorek, 9 kwietnia 2013

1. Misja


Blondwłosa dziewczyna szła wąską uliczką  ukochanego miasta, kierując się do swojego lokum . Pomimo tak późnej pory wszędzie słychać było jeszcze głośne śmiechy dzieci, oraz ludzi załatwiających swoje sprawy. Dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie na samą myśl o tym, że zaraz da ukojenie zmęczonym mięśniom. Przekręciła zamek w drzwiach i pchnęła je lekko. Zaskrzypiały one niemiłosiernie. Weszła do środka od razu rzucając torbę na fotel. Napuściła do wanny gorącej wody i dwoma płynnymi ruchami zrzuciła z siebie ubranie. Po chwili poczuła jak wszystkie jej napięte mięśnie odpoczywają, jak całe zmęczenie znika. Po orzeźwiającej kąpieli owinęła swoje nagie ciało w ręcznik i wysuszyła włosy. Weszła do przepełnionego mrokiem pokoju i usiadła przy biurku. Wyjęła czystą kartkę i pióro.

Kochana Mamo!

Nie martw się o mnie. Jest wszystko w porządku. Dzisiaj był zwykły dzień. Ciągłe bójki Natsu z Gray’em. Erza jak zwykle musiała ich uspokajać, z czego potem wyszedł niezły zamęt. Może jutro wybierzemy się  na jakąś misję. Mam jednak jakieś złe przeczucia. Czuję, że coś złego się stanie. Nie wiem kiedy i gdzie, ale na pewno coś się stanie. Mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze. W końcu co tu dużo mówić? Jesteśmy Fairy Tail! Poradzimy sobie.

P.S  Nie mów tacie.


Gdy skończyła pisać list schowała go do pudełka, a ona sama szybko została otulona błogimi ramionami snu.
     Nazajutrz obudziły ją hałasy dochodzące z kuchni. Otworzyła zaspane oczy i spojrzała na zegarek. Dochodziła godzina ósma. Westchnęła głęboko, wstała i poczłapała do ów źródła hałasów. Ten widok raczej nikogo by już nie zdziwił.
- O! Witaj, Lucy! Pomyśleliśmy, że przyjdziemy po Ciebie bo w końcu mamy się wybrać na misję! – Powiedział wesoło Natsu.
- Właśnie, właśnie! Ale zgłodnieliśmy i chcieliśmy sobie przygotować coś do jedzenia, ale jakoś tak wyszło… - Dodał Happy rozglądając się po brudnym pomieszczeniu. Dziewczyna z trudem powstrzymywała się od tego, aby im nie przywalić. Był jednak początek dnia, a ona nie chciała już sobie dalej psuć humoru.
- Dobra.. Tym razem Wam daruję. Idźcie poróbcie coś, a ja zrobię śniadanie.
- Aye sir! – Nie było im trzeba powtarzać. Blondwłosa uśmiechnęła się do siebie, po czym zaczęła przygotowywać posiłek.
     Po śniadaniu cała trójka w dobrych nastrojach wyruszyła do gildii. Dzień był upalny (Czego nie można powiedzieć u nas >.< Wszędzie śnieg) Słońce parzyło niemiłosiernie. Każdy o zdrowych zmysłach szukał choćby odrobiny cienia. Nagle drzwi do gildii zostały otworzone pod wpływem mocnego kopnięcia.
- Jesteśmy! – Ryknął Natsu od razu wdając się w bójkę z Gray’em. Zostali jednak w porę zatrzymani przez Szkarłatnowłosą tyrankę.
- Nie mamy teraz czasu na bójki. Wyruszamy na misję.
- Aye sir! – Zasalutowali wszyscy.
     Po jakimś czasie wszyscy siedzieli już w stalowej, ciężkiej maszynie, która miała ich zawieźć prosto do celu. Smoczy zabójca czuł, że z każdą sekundą jego choroba nasila się. Nagle dostał z pięści w brzuch od Erzy, która chciała ulżyć mu w cierpieniu. Salamander zgiął się w pół układając na kolanach tyranki.
- S-straszna…. – Wyjąkała Lucy.
- A tak w ogóle na czym polega ta misja? – Spytał mag lodu.
- Pewna wioska chcę zerwać kontrakt z bóstwem, którego świątynia leży na górze Haite. Jest to długa i niebezpieczna droga. Zwykły człowiek nie dotarł by na samą górę, dlatego zatrudnili do tego magów. Poza tym ponoć świątyni strzeże wielki wilk. Nikt by nie chciał ryzykować własnego życia.
- Dlatego to życie mamy ryzykować My tak? – Wtrąciła się Lucy. Szkarłatnowłosa kiwnęła potwierdzająco głową. Wszyscy spojrzeli się po sobie, a dalszą drogę przebyli w zupełnym milczeniu.



Ohayo! ^.^

Jest pierwszy wpis :)  Trochę kminiłam nad nim ale się udał.
Happy: Jesteś pewna, że się udał?
No...Tak? A co?
Happy: Szczerze....Mi się nie podoba :3
Ty durny kocie! *zaczyna gonić po pokoju* Czytajcie kochani!

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Prolog


  Wszędzie czuć było swąd dymu. Iskry rozrzucane przez wiatr zadawały ból ogniem, który rozprzestrzeniając się coraz bardziej dławił płomieniami dachy malutkich domków. Ludzie w rozpaczy porzucali cały swój dobytek uciekając przed nadchodzącą śmiercią, która powoli zbierała swoje żniwo. Słychać było krzyki wojowników ruszających w bój. Powietrze stało się cięższe. Przepełnione było kłębami dymu. Nagle świat został poruszony przez niewyobrażalny ryk. W ciemności zamigotała para krwistoczerwonych ślepi. Coś zaszumiało, coś zazgrzytało. W ten postać gigantyczna, o czarnych jak noc łuskach połyskujących przy świetle ognia i szponach ostrych jak brzytwa. Z gardzieli wydobywał się groźny charkot.
- Versumia! – Dało się słyszeć ostatni krzyk, który wydobył z siebie człowiek. Smok przejechał szponami po czarnej ziemi masakrując wszystko co stanie mu na drodze. Drzewa pod wpływem mocnych machnięć ogonem łamały się niczym zapałki. Dla tej bestii była to tylko zabawa. Rozrywka, którą od czasu do czasu zaspokajał swoje potrzeby. Nagle strzały przeszyły powietrze. Poleciały one ku bestii odbijając się od grubych łusek. Smok uniósł łeb do góry otwierając szeroko swoją paszczę pełną ostrych kłów. W ten z jego gardzieli wydobył czarny ogień, który dławił wszystko. Domy waliły się jeden po drugim. Nagle przed ogień wyszedł człowiek odziany w skromne szaty zakrywające jego ciało. Długa, siwa broda sięgała mu do pasa. W dłoni dzierżył drewnianą laskę. Uniósł on w górę swoje wyblakłe, szare oczy i popatrzył się na sprawcę cierpienia, który z dumą obserwował swe dzieło. Starzec uniósł laskę do góry, po czym wypowiedział jakieś niezrozumiałe słowa. W tym momencie z podziemi ujawniły się fioletowe macki, które oplotły bestie. Smok został przygnieciony do ziemi. Na czole starca pojawiły się krople potu. Cały drżał od wysiłku. Nagle Versumia wyrwał się z uścisku macek. Spojrzał się na starca, a następnie kłapnął paszczą. Na ziemie upadła połamana drewniana laska. Nie było już ratunku. Smok niszczył wszystko co stało na jego drodze. Ludzie, którzy uciekali w popłochu krzyczeli, że to wszystko przez nią. Nie ochroniła ich. A obiecała. Bóstwo, z którym przypieczętowali krwią kontrakt. Nie pomogło im.
          Nastał ranek. Splamiona krwią tysięcy niewinnych istot ziemia, na której ułożony był stos martwych ciał. Domy, których już nie było. Spopielone deski, drewno. Smok odleciał. Znudzony całonocną zabawą, odleciał. Zostało jedynie bóstwo, które stojąc za ścianą zieleni smutno przyglądało się ludzkiej głupocie.
- Koniec!  - Blondwłosa dziewczyna zamknęła książkę wznosząc w powietrze tysiące drobin kurzu.
- Ciekawa ta opowieść. Ale jedna rzecz ciągle nie daje mi spokoju… - Mruczała niebiesko włosa siedząca naprzeciwko.
- Hm? O co chodzi Levy – chan?
- W takim razie gdzie jest to całe bóstwo? Jest napisane o nim coś więcej?
- Hm… Jedynie tyle, że bóstwem był wielki wilk. Dalej strony są urwane.
- Szkoda. – Nagle rozmowę przerwało wywarzenie drzwi. Do gildii wpadł różowo włosy chłopak ze swoim niebieskim, latającym towarzyszem na czele.
- Lucy! Levy – chan! – Podbiegł do nich.
- Eh… Natsu, ty się nigdy nie zmienisz. – Uśmiechnęła się blond włosa.   


Ohayo! ^.^

Witam serdecznie :)
Happy: Aye sir!
Po litrach wylanej krwii, godzinach spędzonych przy komputerze, wreszcie udało mi się napisać prolog!
Happy: Gdzie?
Nie wkurzaj mnie kocie -.- Tyle się nad tym namęczyłam, więc proszę Cię uszanuj czyjąć pracę! Ty tylko siedzisz i wcinasz ryby! Przez Ciebie zbankrutuje!
Happy: Pcheszchadasz *z rybką w pyszczku*
Nie mówi się z pełną buzią! Eh.. Nie ważne. Zapraszam do komentowania i miłego czytania! ^.^