...

niedziela, 12 maja 2013

7. Nienaruszone śniadanie


Śniło jej się…. Śniło jej się, że bawi się i wesoło uśmiecha. Jest po prostu szczęśliwa, bo nie jest sama. Mimo, iż niebo płacze, ona się śmieje. Nie jest to uśmiech pusty, wycięty ze zdjęcia i przyklejony do twarzy klejem, który za niedługo straci swoją moc. Jest to szczery uśmiech. Mamo. Nareszcie jestem szczęśliwa. Mimo, iż Ciebie nie ma tutaj ze mną. Mimo, iż jesteś gdzieś daleko i dzielą nas niezliczone warstwy chmur. Wiem, że gdzieś tam na górze, gdzie sięgają tylko promienie słoneczne. Na pewno tam jesteś. Chociaż Cię nie widzę, wiem, że tam jesteś. Widzisz mój uśmiech. Widzisz, że jestem szczęśliwa. Chciałabym Cię przytulić. Nie mogę. Czuję jednak, że ktoś mnie obejmuje. Nie wiem kim jest ta osoba. Czuję ciepło, które bije od niej. Czuję bicie serca schowanego w klatce piersiowej. Nie widzę jednak twarzy. Czuję się z tym źle. Nie otwieram jednak oczu. Wiem, że gdy to zrobię, czar pryśnie, a ja zostanę znowu sama. Znowu sama pośród tysiąca kałuż, które nie chcą zniknąć. To nie ja płaczę. To płacze niebo.

Blondwłosa magini otwiera lekko oczy, które kłują promienie słoneczne przedostające się przez okno. Na jej twarzy zagościł uśmiech. Skoro niebo się uśmiecha, ona też będzie się uśmiechać. Powolnie i bez pośpiechu wstała kierując się do łazienki. W połowie kroku zatrzymała się jednak. Zdała sobie właśnie sprawę z tego, że gdy wyjdzie z łazienki będą na nią czekać brudne talerze i brudna kuchnia. Zawsze tak jest, gdy zaczyna się poranna wizyta jej przyjaciół. Potem tylko ma na głowie masę sprzątania. Pokręciła tylko głową i ruszyła w stronę kuchni. Robienie dla nich śniadania nie jest karą, czy więzieniem. Wręcz przeciwnie. Może często ją denerwują wchodząc przez okno, a nie przez drzwi jak cywilizowani ludzie, może często używają jej wanny, może często ona dla nich jest niemiła. Jednak bez nich czułaby się bardzo samotna. W końcu od czego są przyjaciele. W dobrym nastroju zabrała się do pracy. Musiała przygotować naprawdę duże śniadanie. Zważając na fakt, iż wczoraj nieźle zabalowaliśmy, to siedem żołądków Natsu jest jak studnia bez dna.
   Po skończonych przygotowaniach dziewczyna szybko wskoczyła do wanny wcześniej napełniając ją po brzegi wodą. Poczuła jak utracone po imprezie życie ponownie do niej wraca. Uśmiechnęła się błogo zanurzając po sam czubek głowy w wodzie.
   W tym samym czasie do mieszkania blondwłosej wprosili się dwaj strudzeni wędrowcy poszukujący pożywienia. Jakież było ich zdziwienie, gdy na stole zauważyli przygotowane w staranny sposób śniadanie.
- Natsu a może będzie mieć gości? – Niebieski kotek latał nad głową przyjaciela.
- Nie wiem. Tu są trzy talerze. Fakt – będzie mieć gości. – Skwitował Smoczy Zabójca robiąc przy tym dziwną, a zarazem trochę śmieszną minę.
- O! Już jesteście. Te talerze czują się bardzo opuszczone. Może je zapełnicie? – W tym samym czasie z łazienki wyszła ubrana i odświeżona blondwłosa. Obaj spojrzeli się po sobie, a potem przenieśli swój wzrok pełen strachu na blondwłosą dziewczynę.
- Co się tak na mnie patrzycie? – Zdziwiona pomachała im ręką przed twarzami.
- Coś ty zrobiła z naszą Lucy! – Krzyknęli oboje na raz obejmując się i płacząc przy tym. Za karę dostali mocno w sam środek czaszki.
- To ja! nie poznajecie mnie głąby?! – Warknęła, jednak po chwili się uspokoiła. – Siądziecie ze mną do śniadania? – Spytała uprzejmie. Skinęli tylko lekko głowami i bez słowa usiedli do stołu. Magini schowała ręce pod stół. Denerwowała się. Tylko nie mogła pojąć, dlaczego.
- Chciałam Wam podziękować. Wtedy, gdy zostałam porwana na misji. Gdyby nie Wy nie wiem co by się stało.
- Daj spokój, Lucy! Jesteśmy przyjaciółmi! Nie zostawiłbym Cię samą. Nigdy. – Teraz spojrzała się na niego. Uśmiechał się do niej w ten swój rozbrajający sposób, co wywołało na jej twarzy równy uśmiech.
- Dziękuję,  Natsu.
- Czy zrobiłaś dla nas śniadanie tylko po to, bo chciałaś być miła, żeby nam to wyznać?
- Również. Nie chciałam jednak wyjść z łazienki i zobaczyć kuchni w takim stanie, w jakim znajdują ją prawie siedem dni w tygodniu codziennie rano. Więc od teraz zdecydowałam robić Wam codziennie śniadania.
- Jesteś naprawdę miła, Lucy. A teraz smacznego! – Wykrzyknęli oboje z Happym i zabrali się za pałaszowanie smakołyków, które przyrządziła dziewczyna. Po krótkiej chwili na stole zostały jedynie okruszki.
- Ale się najadłem!
- Aye! – Zawtórował kotek. Dziewczyna pokręciła tylko głową zabierając puste talerze z powrotem do kuchni.
- Lucy, idziesz z nami do gildii?
- Pewnie. Właśnie miałam się wybrać.
Wszyscy wychodzą.

Jest słoneczny poranek, gdy wszyscy zabierają się za sprzątanie po wczorajszej imprezie. Nigdzie nie ma śladów wczorajszej rozmowy. Jakby została zmieciona w kąt, aby nikt jej nie zobaczył. Ktoś wyszedł, aby powrócił za jakiś czas. Ktoś został, aby nigdzie nie odchodzić. Drzwi do gildii jak zwykle zostają wywarzone pod wpływem mocnego kopnięcia. Wszystko w normie. Wchodzą dwie postacie na czele z latającym kotkiem, który czym prędzej podlatuje do wybranki swego losu, która siedzi nieopodal. Różowowłosy chłopak wdaję się w bójkę z magiem lodu. Wszystko w normie. Blondwłosa magini podchodzi do baru gdzie wita się z Mirajane.
- Ohayo Miruś. Co dziś słychać?
- Nic ciekawego. Jak widzisz sprzątanie. Zawsze tak jest. – Odparła Mirajane.
- Wszystko w normie. – Skwitowała Magini Gwiezdnej Energii. – A gdzie jest?....
- Yuuki? – Na dźwięk tego imienia blondwłosa kiwa głową. – Wyszła ze swoją „drużyną” – Mira puściła do niej oczko. – Muszą obgadać parę spraw. Przecież tyle się nie wiedzieli.
- Rozumiem.
- A tak poza tym, widzę, że coraz częściej przychodzisz do gildii z Natsu. – Barmanka uśmiechnęła się znacząco.
- Po prostu nęka mnie codziennie rano o śniadanie. Tyle.
- Mhm… Zaczyna się od śniadania…
- Miruś co Ty masz na myśli?
- A nic, nic. – Uśmiechnęła się niewinnie barmanka powracając do swoich czynności. Lucy poczuła jak jej policzki płoną. Bała się. Bała się tego, że ktoś to zobaczy. Spuściła głowę, co mogło wyglądać jakby modliła się nad pustą szklanką postawioną przed nią.
- Lucy! – Usłyszała swoje imię. Odwróciła się gwałtownie. Osobą, która ją nawoływała okazała się być Erza machająca do niej z oddali.
- Ohayo Erza – san. – Przywitała się pokazując na wolne miejsce obok niej. Szkarłatnowłosa bez słowa usiadła na nim uśmiechając się.
- Erza a Ty w ogóle jakoś w dobrym humorze ostatnio i gdzieś ostatnio równie często znikasz. Można znać ku temu powody? – Dopytywała się Starsza Strauss. Można było zauważyć dziwny błysk w jej oku co niezbyt spodobało się szkarłatnowłosej.
- Mam dużo spraw do załatwienia. – Odparła. Mira uśmiechnęła się tylko tajemniczo. Zbliżał się ten czas. Ten jedyny dzień w roku w którym to kobiety wyglądają pięknej niż lalki. Jedyny dzień w roku w którym światła Magnolii nie gasną całą noc. Pomiędzy ciszą, a ciemnością przebiega brzmienie muzyki. Chcę ono, aby każdy je zapamiętał. Choćby do następnego roku. Wielki Bal Wróżek!

Znowu ten sam sen. Śmieje się. Czuje na swojej twarzy uśmiech. Jest on szczery. Ktoś ją obejmuje. Jego ramiona są tak ciepłe, tak kojące, że zapomina o bożym świecie. W głowie ma tylko tę chwilę. Nagle czar pryska. Ona nic nie zrobiła, jednak czar prysnął.
   Inny sen. Tym razem słone łzy spływają po jej rumianych policzkach. Nikt nie wie dlaczego.
- Nie płacz, Lucy. – Czuję słodki głos, który rozbrzmiewa w jej uszach. Ktoś ociera jej łzy.
- Tata… On znowu… Ja nie… chcę… - Szlochając próbowała wydusić z siebie choćby parę słów.
- Przecież wiesz jaki jest. Nie martw się, jestem z Tobą. Pamiętasz? – Podniosła wzrok. Widziała przed sobą te same czekoladowe tęczówki. Twarz była zamazana. Jak zwykle.
- Siostry na zawsze. – Uśmiechnęła się przez łzy blondwłosa dziewczynka. Tym razem to niebo będzie płakać.
   Obudziła się. Czuła jak promienie słoneczne obejmują ją czule. Znowu ten sam sen… Nie… Ten był inny. Ona płakała, nie niebo. Ktoś był przy niej. Nie wiedziała kto. Znała ten głos, chociaż nie mogła przypomnieć sobie, do kogo on należał. Lucy powolnie wstała z łóżka. Spojrzała na kalendarz. „To już dziś” – Pomyślała uśmiechając się mimowolnie. Dziś jest Wielki Bal Wróżek. To właśnie dziś nie zmruży oka, aż do białego rana. Wszystko zaczyna się o godzinie dwudziestej. Ma jeszcze sporo czasu. Skierowała się na początku do kuchni. Przygotowanie śniadania od jakiegoś czasu było u niej na pierwszym miejscu w jej grafiku i pobijało poranny prysznic, który zsunął się na miejsce drugie.
   Po przygotowanym posiłku szybko udała się do łazienki. Napuściła do wanny gorącej wody i zanurzyła się w niej po sam czubek głowy. Myślała o tym wszystkim. O śnie, o balu, o głosie. Za dużo jak na raz. Dzisiaj da sobie z tym spokój. Wychodząc z wanny okręciła nagie ciało ręcznikiem. Spojrzała w lustro. Te same długie blond włosy, te same brązowe oczy. Widzi w lustrze swoją matkę i jeszcze kogoś, kogo rozpoznać nie może. Blondwłosa wychodząc z łazienki zastała śniadanie w nienaruszonym stanie. Zdziwiło ją to, gdyż zawsze o tej porze zostaje odwiedzona przez jej różowowłosego przyjaciela i jego latającego kompana. Westchnęła głęboko. Postanowiła dzisiaj sama iść do gildii.
   Wchodząc przez drewniane drzwi od razu zauważyła przy barze białowłosą barmankę, która ciepło się do niej uśmiechała. Podeszła do niej.
- Ohayo, Mira. – Odwzajemniła uśmiech.
- Witaj, Lucy. Jak tam?
- Dobrze. Widziałaś gdzieś może Natsu?
- Hm… Jakby tak się zastanowić, to nie. – Odparła zamyślona.
- Dziwne. Zawsze rano nachodzą mnie z Happym, a dziś nic.
- Nie wiem. Może coś się stało. – Nagle drzwi do gildii ponownie się otworzyły i wyjrzała zza nich różowa czupryna. Po chwili cicho i bezszelestnie do gildii zakradł się Natsu, wraz z Happym. Niczym ninja pokonywał trudności jakie stawiała przed nim gildia. Mogło to wyglądać dość komicznie.
- Natsu? Co Ty do cholery wyprawiasz? – Blondwłosa skrzyżowała ręce na piersiach.
- Aaa! L-Lucy! M- miło Cię widzieć! Ale ja już ch-chyba muszę iść. To na razie! – Mówiąc to czym prędzej opuścił gildię zostawiając zdezorientowaną dziewczynę.
- Mira? Co się właśnie stało?
- Też bym chciała wiedzieć. – Przyznała starsza Strauss. -  Natsu nigdy się tak nie zachowywał.
- Dziwne. Ale już nie drążmy tematu. Jak tam przygotowania do Balu Wróżek?
- Wszystko idzie z godnie z planem. – Uśmiechnęła się Mirajane.
- Czy mogłabym w czymś pomóc?
- W sumie mogłabyś pomóc Levy i Juvi z dekoracjami.
- Pędzę! Dzięki Miruś!
- Jasne. Na razie, Lucy. – Blondwłosa czym prędzej wybiegła z gildii kierując się do dobrze znanego jej budynku w którym dzisiaj w nocy miała dziać się magia.


Ohayo!

Mam taką wenę, że mucha nie siada! W sumie ten rozdział, oraz poprzedni strasznie lekko i przyjemnie mi się pisało, że nawet nie wiedziałam kiedy je napisałam :) Ogłaszam w związku z tym, iż to jest mój najdłuższy rozdział na tym blogu! *.* Świętujemy! xD Mam nadzieję, że wena nadal będzie się utrzymywać :) Mam w główce pełno pomysłów jak nigdy dotąd! Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu :)
Happy: Aye! Natsu dziwnie się zachowuje!
Ciiiii! >.>  <.< To ma być tajemnica! >.<  I szczerze Wam powiem, że pisząc ten rozdział płakałam T.T  Jak ja się potrafię wzruszyć nad błachą rzeczą xD
Buziaki mordki! :***

2 komentarze:

  1. Ho, lecisz, notkami, lecisz....
    Zacny wpis, ale z Lucy niezły śpioch ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaaa zabiję !! jak mogłaś w takim momencie to zakończyć..T.T
    No cóż...życie xd
    Czekam na więcej !!! ( I zapraszam do mnie >.< )

    OdpowiedzUsuń